Co jeść? Czego spróbować? Jak się poruszać? Jak dojechać do … ? Jak się opalać i chronić przed poparzeniami? Co i gdzie kupić? Co jest godne uwagi? itd. itp.
Rozmawiałem z wieloma rodakami którzy na miejsce swojego urlopu wybrali Wyspy Kanaryjskie. Okazuje się, że duża część nie zna odpowiedzi na większość z powyższych pytań. Jakiś czas temu na moim blogu pojawił się artykuł pt.: Wyspy Kanaryjskie — kilka rad zanim wsiądziesz do samolotu, w którym poruszyłem kilka kwestii które przynajmniej wypadałoby rozważyć przed wyjazdem czy też odpowiednio się do niego przygotować. W poniższym artykule spróbuję opisać to, na co warto zwrócić uwagę na miejscu.
Wyspy Kanaryjskie są aktualnie jednym z popularnych kierunków na wakacyjne wyjazdy. Oferty na Gran Canarii, Fuerteventurze, Lanzarote czy Teneryfie w swoim portfolio ma dzisiaj chyba niemal każde biuro podróży. A że i ceny nie są zbyt wygórowane jak na — było nie było — egzotyczne wakacje, wyspy cieszą się niesłabnącą popularnością. Niemal każde biuro podróży organizuje w ramach opieki rezydenta spotkania informacyjne w pierwszym dniu pobytu. Spotkania trwają zwykle do godziny, a w tym czasie rezydent opowiada o hotelu, o zasadach w nim panujących, jak postępować w nagłych przypadkach, mówi jak dotrzeć do plaży i do miasta oraz przedstawia ofertę wycieczek fakultatywnych. Rzeczywiście — jest to garść przydatnych informacji dla tych którzy przyjechali wypocząć, poleżeć nad basenem i ewentualnie coś przy okazji zobaczyć. Jeśli jednak Wasze potrzeby są nieco inne, jeśli chcecie rzeczywiście poznać wyspę na której jesteście — informacje często są niewystarczające. Nie mam zamiaru podważać autorytetu rezydentów, chociaż rzeczywiście — zdarzają się (rzadko) i tacy którzy wykonują swoją pracę jak pani z polskiej komedii “Last minute”. Jednak powód, że przedstawiane informacje są często skrótowe i nie poruszają wielu aspektów jest bardzo prozaiczny: brak czasu. Jeśli rezydent miałby opowiedzieć wszystko szczegółowo i do tego jeszcze nauczyć Was kilku zwrotów po hiszpańsku, spotkania musiałyby trwać co najmniej kilka godzin. Bardzo często, jeśli wybierzecie się na jedną z wycieczek, rezydenci i/lub przewodnicy dostarczą Wam dodatkowych informacji w czasie przejazdów. A co w przypadku jeśli Wasza wycieczka jest ostatniego dnia pobytu? — informacje mogą wtedy trafić do Was odrobinę za późno.
Opalanie: jak i co potem?
Niewiele osób zdaje sobie sprawę z faktu, że Wyspy Kanaryjskie od Zwrotnika Raka dzieli zaledwie około 400km. Co z tego faktu wynika? Przede wszystkim to, że latem Słońce w południe pojawia się niemal idealnie w zenicie. Po drugie: ilość godzin słonecznych w zależności od pory roku wacha się od około 6 do 11 godzin. I wreszcie po trzecie: Słońce w suchym klimacie zwrotnikowym operuje dużo mocniej niż w naszym kraju położonym w rejonie wilgotnego klimatu kontynentalnego.
Nie każdy turysta na Wyspach Kanaryjskich odpowie na pytania dotyczące klimatu czy odległości od Zwrotnika Raka, ale większość zdaje sobie sprawę z tego, że tutaj trzeba używać kremów z wysokim wskaźnikiem SPF (Sun Protection Factor). Przy intensywnym nasłonecznieniu — a tego raczej nie brakuje — do oparzenia słonecznego może dojść już po kwadransie ekspozycji naszego ciała! Rozsądny SPF (w zależności od cery) to przynajmniej wartość w okolicach 20 do 30. A kiedy wybieramy się na dłuższą wycieczkę albo np. w góry na Wyspach Kanaryjskich, SPF 50 wcale nie będzie za mocny. W klimacie jaki panuje na “Kanarach” kwestia ekspozycji to jedno — innymi czynnikami są: kwestia parowania skóry w podwyższonej temperaturze i jej wysuszanie oraz wpływ szkodliwego promieniowania UV, a w efekcie efekt starzenia i ewentualnych przebarwień.
Jeśli zapomnieliście o nasmarowaniu ciała kremem z odpowiednim filtrem, jeśli nie reaplikowaliście kremu w ciągu dnia i jednak doszło do poparzeń słonecznych, to jak szybko “postawić się na nogi” aby nie cierpieć całą noc i nazajutrz wyjść z cienia? Otóż jesteście właśnie w najlepszym miejscu na ziemi aby w miarę szybko i skutecznie rozwiązać “piekący problem”! Na Wyspach Kanaryjskich niemal wszędzie można spotkać endemiczne (czyli takie które nigdzie indziej na świecie nie występują) odmiany aloesu o niesamowitych wręcz właściwościach kojących i leczniczych. Wyspy (a zwłaszcza Fuerteventura i Teneryfa) słyną z plantacji aloesu i wytwarzanych tam z niego kosmetyków. Jeśli udacie się do sklepu, drogerii czy perfumerii warto jednak (tak jak wszędzie 🙂 ) czytać ulotki oraz skład. Na co zwrócić uwagę? Najlepsze będą specyfiki, które zostały wyprodukowane na jednej z wysp oraz te, w których zawartość aloesu jest najwyższa. Niech tanie kosmetyki natychmiast budzą Wasze podejrzenia: albo okazuje się, że producentem jest z firma z Islas Canarias, a dalej stoi “Made in China” (tak, tak — aloes eksportuje się do Chin, a tam gdzie jest tańsza siła robocza robi się kosmetyki, które wracają na wyspy) albo poza aloesem jest tam cała gama dodatków i chemii i aloesu jest zaledwie kilka procent. Najlepsze są żele o zawartości 99,9% lub nawet 100% aloesu wyprodukowane na Fuerteventurze, Teneryfie lub Lanzarote. Opakowanie 250ml kosztuje około €10, żel jest bezbarwny, ma konsystencję lekko galaretowatą i klejącą, jednak po posmarowaniu skóry szybko się wchłania.
Oczywiście pozostałe kosmetyki bazujące na aloesie z jego zawartością na poziomie od dziesięciu do kilkudziesięciu procent nie są z definicji złe i nic nie warte, ale pamiętajmy że one tak szybko nie przyniosą nam ulgi w przypadku poparzeń słonecznych. O pozostałych kosmetykach dowiecie się więcej w dalszej części przy okazji opowieści dot. zakupów.
Jeśli jednak skutki poparzenia odczuliście dopiero wieczorem, sklepy już pozamykane i trzeba szybko coś zaradzić, ostatnią deską ratunku może być liść urwany z aloesowego krzaka. Liść powinien być lekko brunatny i gruby — to znak że jest w pełni dojrzały i zawiera leczniczy miąższ. Sam krzak aloesu powinien mieć pędy na których były kwiaty — wtedy działa najlepiej. Apeluję, aby rzeczywiście była to ostatnia deska ratunku w trudnych przypadkach a nie norma, bo jeśli wszyscy zaczną rwać po jednym liściu, to na Kanarach nie zostanie ani jeden aloes. Poza tym, wszystkie gatunki aloesu z wyjątkiem aloe vera, na mocy międzynarodowej konwencji CITES znajdują się pod ochroną! Jeśli już mamy liść aloesu, to należy go delikatnie rozerwać wzdłuż lub obrać nożem, po czym cały galaretowaty miąższ wetrzeć w bolące miejsce.
Zakupy: co warto kupić i przywieźć?
Zacznijmy od kilku istotnych informacji natury politycznej i ekonomicznej. Wyspy Kanaryjskie, mimo iż należą do Hiszpanii a zatem i do Unii Europejskiej, rządzą się nieco innymi prawami. Skoro jest to formalnie terytorium Hiszpanii, to na wyjazd nie jest nam potrzebny paszport — to strefa Schengen, a więc dowód w zupełności wystarczy. Jednak jeśli ktoś przed samym wylotem będzie robił zakupy na lotnisku, przekona się że jesteśmy traktowani jakbyśmy podróżowali poza Europę i Schengen: musimy wybierać produkty “non-EU” — ale to akurat dobrze, bo przez niższe podatki zapłacimy za nie mniej.
Po dotarciu na Wyspy Kanaryjskie okazuje się, że jest to jeden, wielki sklep wolnocłowy: podatek obrotowy wynosi jedynie 5% (co wpływa na obniżenie cen), a na paliwa, perfumy, alkohol, wyroby tytoniowe oraz markowe ciuchy obowiązuje obniżona w stosunku do UE akcyza. Zatem zwłaszcza panie mają tutaj niemal “shoping paradise” 🙂 . I co ciekawe: zwłaszcza w większości perfumerii nie należy sugerować się ceną na półce — zawsze należy zapytać o cenę, a wtedy sprzedawca dokona szybkiej kalkulacji i pokaże nam to co jest do zapłacenia — różnica może wynieść nawet do 40% na naszą korzyść. Jeśli chcecie zobaczyć jaki jest poziom cen na Wyspach, proponuję odwiedzić stronę jednej z popularniejszych sieci modowo-perfumeryjnych Fund Grube. Niestety na stronie znajdziecie jedynie kosmetyki i dodatki (nie ma odzieży, butów i całej reszty). Poza tym warto pamiętać, że niemal z dnia na dzień we wspomnianej sieci mogą zmieniać się promocje, np. “-70% za drugi artykuł”, “dwa w cenie jednego”, itp. na różne produkty.
Z pewnością warto (jak wspomniałem już przy okazji leczenia oparzeń słonecznych) zaopatrzyć się w żele na bazie aloesu. I powtórzę: najlepsze są te z zawartością bliską lub równą 100%, a kosztują około €10 za opakowanie 200–250ml. Pozostałe kosmetyki na bazie aloesu z dodatkami np. jedwabników, róży, oliwek czy też innych darów natury, również są godne uwagi. Produkty z aloesu znajdziecie niemal w każdej perfumerii, a w wielu miasteczkach są sklepy oferujące tylko i wyłącznie produkty z aloesu.
Z produktów “do stosowania wewnętrznego” (czytaj: do spożycia 😉 ) typowych dla Wysp Kanaryjskich polecam mojo rojo (czyt.: moho roho) i mojo verde (czyt.: moho verde) — typowe kanaryjskie zimne sosy robione na bazie papryki, czosnku i oliwy z oliwek z dodatkiem odpowiednio dobranych ziół.
Z alkoholi warto kupić lokalne likiery i rumy. Najpopularniejszym jest chyba licor de banana (lub licor de platanos) — likier bananowy. Wyspy Kanaryjskie słyną również z rumów, a zwłaszcza z rumu na miodzie (ronmiel). Na wyspach produkowano również likier z żywicy drzewa smoczego (drag’s liquer) o intensywnym czerwonym kolorze i ciekawym smaku. Jednak w czasie kolejnego wyjazdu na Lanzarote w maju 2015 nigdzie nie udało mi się go spotkać.
Dla miłośników win polecam wina z winorośli hodowanej na zboczach wulkanów w regionie La Geria na Lanzarote. I ciekawostka: lepiej wybrać się do normalnego sklepu w miasteczku, gdzie za butelkę zapłacicie ok. €7. Jeśli zakup wina zostawicie na ostatnią chwilę, tj. na strefę wolnocłową na lotnisku, to może okazać się że taka sama butelka kosztuje już około dwa razy więcej.
Z ciekawostek dotyczących cen: karton papierosów — ok. €20, litr benzyny bezołowiowej — €1,05 do €1,15, a więc również taniej niż w kraju 🙂 .
Niestety na Wyspach zaczyna pojawiać się coraz więcej taniej i często tandetnej chińszczyzny. Za każdym razem zwracajcie uwagę, czy produkt nie ma na metce “made in China”.
Co warto spróbować?
Ze względu na klimat oraz położenie każdy z pewnością domyśla się, że wyspy oferują tropikalne owoce oraz dary oceanu. I mimo, że melona, banana czy pomarańczę kupicie w każdym sklepie w kraju, to jednak warto spróbować tych owoców “prosto z drzewa” na miejscu. Rzecz jasna nie są one pryskane konserwantami na długą podróż i nie spędzają dodatkowego czasu w dojrzewalniach w kraju, a więc również smakują inaczej. I pamiętajmy, że niektóre z owoców, ze względu na ich szybkie psucie się po zerwaniu, do Polski po prostu się nie importuje lub też można je kupić w bardzo niewielu sklepach. Jakie? Np. papaję 🙂
Owoce morza i ryby oferuje niemal każda restauracja i są one podawane na dziesiątki sposobów. Na bazie owoców morza oraz różnych mięs (drób, mięso królika, kozina, wołowina — co kucharz ma pod ręką 🙂 ) przyrządzana jest prawdziwa hiszpańska paella. Z potraw kanaryjskich przynajmniej raz trzeba spróbować takich potraw jak: rancho canario (mięso duszone z ciecierzycą, ziemniakami, pomidorami i kluskami), sancocho (gulasz z ryb i ziemniaków), conejo en salmorejo (marynowany królik gotowany w winie) a jako dodatek do większości dań (rzadziej jako danie samodzielne) z pewnością papas arrugades czyli lokalne, endemiczne, małe ziemniaczki gotowane w mocno osolonej wodzie (najlepiej z soli morskiej) podawane z sosem mojo rojo lub mojo verde. Warto wspomnieć, że archipelag jest “krainą ziemniaka”. Ale ziemniak kanaryjski jest unikalny i zupełnie inny niż nasz polski — warto spróbować.
No i na na deser z pewnością z gofio. A to co to takiego? Gofio to tak naprawdę mąka z prażonych zbóż, będąca podstawą do przygotowaniu wielu dań. W dawnych czasach pasterze udający się na wypas zwierząt hodowlanych, zabierali ze sobą jako prowiant prażone ziarna zbóż. Spożycie świeżego, niewyprażonego ziarna powodowało fermentację w układzie pokarmowym i w efekcie dolegliwości żołądkowe. Niemal w każdej tawernie czy restauracji można dzisiaj dostać gofio, ale o dziwo niemal nigdzie nie znajdziemy go w menu — wystarczy jednak zapytać i jest niemal pewne, że kelner po kilku minutach poda je na nasz stół. Powód jest prozaiczny: każdy Kanaryjczyk wie co to jest, ale tłumaczenie tego każdemu turyście byłoby jedynie dla obsługi stratą czasu.
Jeśli chcecie spróbować różnych smaków, należy szukać restauracji oferującej tapas czyli przekąski. Są to małe, regionalne dania, na zasadzie “coś na ząb”, za które zapłacicie w przedziale €2 do €5. Z zimnych tapas polecam lokalny kozi ser. Zresztą o inny ser na wyspach trudno.
Samodzielna wycieczka
Jak najlepiej wynająć samochód pisałem w poprzednim artykule Wyspy Kanaryjskie — kilka rad zanim wsiądziesz do samolotu. Jeszcze raz powtórzę: znacznie lepiej i wygodniej jest zrobić to przed wyjazdem niż na miejscu: będzie taniej, będzie pewniej i nie stracicie cennego czasu na urlopie na uganianie się za organizowaniem wynajmu. Ja naprawdę nie mam żadnego interesu w tym, żeby namawiać Was na tą czy inną wypożyczalnię — jak zasugerował mi jeden z czytelników w prywatnej korespondencji. Dodam tylko, że po powrocie miał odwagę napisać jeszcze raz i przyznać mi rację, ponieważ stracił prawie dwa dni na bieganie po wypożyczalniach i musiał wziąć to co było, a nie to co chciał.
Ale wróćmy do tematu “samodzielnej wycieczki”. Chcecie tak jak ja zwiedzać wyspy na własną rękę, bo miejsca które chcecie odwiedzić nie znajdują się na trasie żadnej z wycieczek. Macie już samochód. Niemal na pewno w hotelu lub wraz z autem dostaniecie mapkę wyspy. No i tutaj mogą (ale nie muszą) zacząć się “schody”. Większość map nie pokazuje dokładnej sieci dróg, a jedynie skupia sie na drogach głównych. Z oznakowaniem też bywa różnie. Ja chciałbym Wam polecić bezpłatną nawigację, nawigację którą ściągniecie na swój telefon komórkowy i która działa w trybie off-line, a więc nie musi ściągać w ramach roamingu danych. Jedyne co musicie zrobić, to przed wyjazdem ściągnąć sobie mapy dla kraju docelowego. Ja sam wypróbowałem ją już w trzech różnych krajach (licząc Polskę nawet w czterech) i jestem z niej zadowolony. Mowa o be-on-road. Znajdziecie w niej dosyć szczegółowe mapy, bogatą listę POI, a nawet ostrzegać Was będzie o stałych fotoradarach i co nie jest bez znaczenia: dostępna jest w pełni spolszczona wersja. Jedyne o czym trzeba pamiętać, to kwestia komunikatów głosowych, które niestety mogą się różnić od tego co na mapie, np. miły damski głos informuje Was “zjedź z ronda na pierwszym zjeździe”, a tu okazuje się że tak serio jest to drugi zjazd — pani z nawigacji uznała, że pierwszy jest na tyle nieistotny, że w zasadzie można go pominąć 🙂 .
Aktualizacja 2017
Świat się zmienia i niestety muszę odwołać to co napisałem powyżej w sekcji Samodzielna wycieczka. Wspomniana przeze mnie bezpłatna nawigacja be-on-road nie jest już tak atrakcyjnym narzędziem. Nie twierdzę że jest zła, ale wiele funkcji w obecnie oferowanej wersji wymaga niestety dostępu do internetu, nie jest to już zatem w pełni nawigacja pracująca w trybie off-line. Ale mam nadzieję, że wszyscy wiedzą że od tego roku zniknęły opłaty roamingowe. Co z tego wynika? Jeśli podoba się Wam be-on-road, to nic nie stoi żeby w Unii Europejskiej (a przypominam: Wyspy Kanaryjskie mimo że geograficznie należą do Afryki, to jest to terytorium Hiszpanii, a zatem Unii Europejskiej) korzystać z Google Maps. Wielu polskich operatorów oferuje dosyć spore limity na transfer danych w UE poza krajem, a nawet jeśli nie, to opłaty począwszy od czerwca 2017 są już nieporównywalnie niższe. Zatem Wasz wybór: polecana jeszcze nie tak dawno przeze mnie be-on-road czy Google Maps.
Zasady ruchu drogowego
Widząc o co pytacie i jakich informacji szukacie, postanowiłem dodać kilka zdań dot. ruchu drogowego na Wyspach Kanaryjskich. Obowiązują takie same zasady jak w Hiszpanii, czyli:
- Ruch jest jak najbardziej prawostronny, a samochody w wypożyczalniach mają kierownicę “po właściwej stronie”
- Limity prędkości są podobne do naszych: teren zabudowany: 50km/h, niezabudowany: 90km/h, a jeśli pobocze utwardzone ma co najmniej 1,5m lub są przynajmniej dwa pasy w każdym kierunku, to limit podwyższony jest do 100km/h, na autostradach wolniej niż w Polsce: 120km/h
- Pamiętajcie: pieszy ma zawsze bezwzględne pierwszeństwo na pasach! Jeśli pieszy zbliża się do przejścia — należy się zatrzymać i umożliwić mu przejście na drugą stronę drogi/ulicy.
- Używanie pasów bezpieczeństwa i fotelików dla dzieci jest obowiązkowe — nie dotyczy jedynie osób niepełnosprawnych oraz w czasie cofania i parkowania.
- Prowadzenie rozmów przez telefon komórkowy w czasie jazdy jest zabronione
- Nie ma obowiązku jazdy z włączonymi światłami w dzień — jedynie w nocy i w warunkach ograniczonej widoczności
- Limit alkoholu we krwi wynosi 0,3‰ w przypadku kierowców posiadających prawo jazdy do dwóch lat, kierujących pojazdami powyżej 3,5t oraz przewożącymi powyżej 9 osób. Dla pozostałych limit wynosi 0,5‰. Jeśli zasiądziecie za kierownicą mając 0,51‰ lub więcej, to możecie być ukarani grzywną od €300 do €72000 i dodatkowo zatrzymaniem prawa jazdy do 4 lat. Po zatrzymaniu przez policję i podejrzeniu o stan nietrzeźwy zwyczajowo dokonuje się dwóch pomiarów w odstępie 10 minut.
- Radzę zwracać uwagę na znaki poziome malowane na jezdni i dotyczące pierwszeństwa — tu może zdarzyć się Wam niespodzianka: np. jeśli chcecie skręcić w prawo w drogę prostopadłą i jednocześnie w tą samą drogę chce skręcić pojazd jadący z przeciwka. Bardzo często zgodnie z oznakowaniem poziomym to pojazd jadący z przeciwka ma pierwszeństwo — na Waszej drodze skrętu może być namalowany znak “ustąp pierwszeństwa przejazdu”
- Pobocza oraz miejsca parkingowe w miasteczkach mogą być oznakowane trzema kolorami: białym, niebieskim i żółtym. Biały oznacza, że można bez przeszkód parkować. Niebieska linia na poboczu lub tak oznakowane miejsca parkingowe oznaczają płatną strefę parkowania. Kolor żółty oznacza zakaz parkowania
- Na górskich drogach i na ciasnych zakrętach zwyczajowo pierwszeństwo ma większy. 🙂 Dotyczy to zwłaszcza autokarów i samochodów ciężarowych. Kierowcy autokarów i ciężarówek na krętych drogach nie widząc co jest za zakrętem często używają sygnałów dźwiękowych, które oznaczają “Uwaga! Zwolnij lub zatrzymaj się — zaraz mnie zobaczysz!” 🙂