Wyspy Kanaryjskie — rady do wykorzystania na miejscu

Fuerteventura / Puerto de La Cruz

Fuer­te­ven­tu­ra / Puer­to de La Cruz

Co jeść? Cze­go spró­bo­wać? Jak się poru­szać? Jak doje­chać do … ? Jak się opa­lać i chro­nić przed popa­rze­nia­mi? Co i gdzie kupić? Co jest god­ne uwa­gi? itd. itp.

Roz­ma­wia­łem z wie­lo­ma roda­ka­mi któ­rzy na miej­sce swo­je­go urlo­pu wybra­li Wyspy Kana­ryj­skie. Oka­zu­je się, że duża część nie zna odpo­wie­dzi na więk­szość z powyż­szych pytań. Jakiś czas temu na moim blo­gu poja­wił się arty­kuł pt.: Wyspy Kana­ryj­skie — kil­ka rad zanim wsią­dziesz do samo­lo­tu, w któ­rym poru­szy­łem kil­ka kwe­stii któ­re przy­naj­mniej wypa­da­ło­by roz­wa­żyć przed wyjaz­dem czy też odpo­wied­nio się do nie­go przy­go­to­wać. W poniż­szym arty­ku­le spró­bu­ję opi­sać to, na co war­to zwró­cić uwa­gę na miejscu.


Wyspy Kana­ryj­skie są aktu­al­nie jed­nym z popu­lar­nych kie­run­ków na waka­cyj­ne wyjaz­dy. Ofer­ty na Gran Cana­rii, Fuer­te­ven­tu­rze, Lan­za­ro­te czy Tene­ry­fie w swo­im port­fo­lio ma dzi­siaj chy­ba nie­mal każ­de biu­ro podró­ży. A że i ceny nie są zbyt wygó­ro­wa­ne jak na — było nie było — egzo­tycz­ne waka­cje, wyspy cie­szą się nie­słab­ną­cą popu­lar­no­ścią. Nie­mal każ­de biu­ro podró­ży orga­ni­zu­je w ramach opie­ki rezy­den­ta spo­tka­nia infor­ma­cyj­ne w pierw­szym dniu poby­tu. Spo­tka­nia trwa­ją zwy­kle do godzi­ny, a w tym cza­sie rezy­dent opo­wia­da o hote­lu, o zasa­dach w nim panu­ją­cych, jak postę­po­wać w nagłych przy­pad­kach, mówi jak dotrzeć do pla­ży i do mia­sta oraz przed­sta­wia ofer­tę wycie­czek fakul­ta­tyw­nych. Rze­czy­wi­ście — jest to garść przy­dat­nych infor­ma­cji dla tych któ­rzy przy­je­cha­li wypo­cząć, pole­żeć nad base­nem i ewen­tu­al­nie coś przy oka­zji zoba­czyć. Jeśli jed­nak Wasze potrze­by są nie­co inne, jeśli chce­cie rze­czy­wi­ście poznać wyspę na któ­rej jeste­ście — infor­ma­cje czę­sto są nie­wy­star­cza­ją­ce. Nie mam zamia­ru pod­wa­żać auto­ry­te­tu rezy­den­tów, cho­ciaż rze­czy­wi­ście — zda­rza­ją się (rzad­ko) i tacy któ­rzy wyko­nu­ją swo­ją pra­cę jak pani z pol­skiej kome­dii “Last minu­te”. Jed­nak powód, że przed­sta­wia­ne infor­ma­cje są czę­sto skró­to­we i nie poru­sza­ją wie­lu aspek­tów jest bar­dzo pro­za­icz­ny: brak cza­su. Jeśli rezy­dent miał­by opo­wie­dzieć wszyst­ko szcze­gó­ło­wo i do tego jesz­cze nauczyć Was kil­ku zwro­tów po hisz­pań­sku, spo­tka­nia musia­ły­by trwać co naj­mniej kil­ka godzin. Bar­dzo czę­sto, jeśli wybie­rze­cie się na jed­ną z wycie­czek, rezy­den­ci i/lub prze­wod­ni­cy dostar­czą Wam dodat­ko­wych infor­ma­cji w cza­sie prze­jaz­dów. A co w przy­pad­ku jeśli Wasza wyciecz­ka jest ostat­nie­go dnia poby­tu? — infor­ma­cje mogą wte­dy tra­fić do Was odro­bi­nę za późno.

Lanzarote

Pla­ża w Cale­ta de Famara


Fuerteventura

Fuer­te­ven­tu­ra

Opalanie: jak i co potem?

Nie­wie­le osób zda­je sobie spra­wę z fak­tu, że Wyspy Kana­ryj­skie od Zwrot­ni­ka Raka dzie­li zale­d­wie oko­ło 400km. Co z tego fak­tu wyni­ka? Przede wszyst­kim to, że latem Słoń­ce w połu­dnie poja­wia się nie­mal ide­al­nie w zeni­cie. Po dru­gie: ilość godzin sło­necz­nych w zależ­no­ści od pory roku wacha się od oko­ło 6 do 11 godzin. I wresz­cie po trze­cie: Słoń­ce w suchym kli­ma­cie zwrot­ni­ko­wym ope­ru­je dużo moc­niej niż w naszym kra­ju poło­żo­nym w rejo­nie wil­got­ne­go kli­ma­tu kontynentalnego.

Nie każ­dy tury­sta na Wyspach Kana­ryj­skich odpo­wie na pyta­nia doty­czą­ce kli­ma­tu czy odle­gło­ści od Zwrot­ni­ka Raka, ale więk­szość zda­je sobie spra­wę z tego, że tutaj trze­ba uży­wać kre­mów z wyso­kim wskaź­ni­kiem SPF (Sun Pro­tec­tion Fac­tor). Przy inten­syw­nym nasło­necz­nie­niu — a tego raczej nie bra­ku­je — do opa­rze­nia sło­necz­ne­go może dojść już po kwa­dran­sie eks­po­zy­cji nasze­go cia­ła! Roz­sąd­ny SPF (w zależ­no­ści od cery) to przy­naj­mniej war­tość w oko­li­cach 20 do 30. A kie­dy wybie­ra­my się na dłuż­szą wyciecz­kę albo np. w góry na Wyspach Kana­ryj­skich, SPF 50 wca­le nie będzie za moc­ny. W kli­ma­cie jaki panu­je na “Kana­rach” kwe­stia eks­po­zy­cji to jed­no — inny­mi czyn­ni­ka­mi są: kwe­stia paro­wa­nia skó­ry w pod­wyż­szo­nej tem­pe­ra­tu­rze i jej wysu­sza­nie oraz wpływ szko­dli­we­go pro­mie­nio­wa­nia UV, a w efek­cie efekt sta­rze­nia i ewen­tu­al­nych przebarwień.

Jeśli zapo­mnie­li­ście o nasma­ro­wa­niu cia­ła kre­mem z odpo­wied­nim fil­trem, jeśli nie reapli­ko­wa­li­ście kre­mu w cią­gu dnia i jed­nak doszło do popa­rzeń sło­necz­nych, to jak szyb­ko “posta­wić się na nogi” aby nie cier­pieć całą noc i naza­jutrz wyjść z cie­nia? Otóż jeste­ście wła­śnie w naj­lep­szym miej­scu na zie­mi aby w mia­rę szyb­ko i sku­tecz­nie roz­wią­zać “pie­ką­cy pro­blem”! Na Wyspach Kana­ryj­skich nie­mal wszę­dzie moż­na spo­tkać ende­micz­ne (czy­li takie któ­re nigdzie indziej na świe­cie nie wystę­pu­ją) odmia­ny alo­esu o nie­sa­mo­wi­tych wręcz wła­ści­wo­ściach koją­cych i lecz­ni­czych. Wyspy (a zwłasz­cza Fuer­te­ven­tu­ra i Tene­ry­fa) sły­ną z plan­ta­cji alo­esu i wytwa­rza­nych tam z nie­go kosme­ty­ków. Jeśli uda­cie się do skle­pu, dro­ge­rii czy per­fu­me­rii war­to jed­nak (tak jak wszę­dzie 🙂 ) czy­tać ulot­ki oraz skład. Na co zwró­cić uwa­gę? Naj­lep­sze będą spe­cy­fi­ki, któ­re zosta­ły wypro­du­ko­wa­ne na jed­nej z wysp oraz te, w któ­rych zawar­tość alo­esu jest naj­wyż­sza. Niech tanie kosme­ty­ki natych­miast budzą Wasze podej­rze­nia: albo oka­zu­je się, że pro­du­cen­tem jest z fir­ma z Islas Cana­rias, a dalej stoi “Made in Chi­na” (tak, tak — alo­es eks­por­tu­je się do Chin, a tam gdzie jest tań­sza siła robo­cza robi się kosme­ty­ki, któ­re wra­ca­ją na wyspy) albo poza alo­esem jest tam cała gama dodat­ków i che­mii i alo­esu jest zale­d­wie kil­ka pro­cent. Naj­lep­sze są żele o zawar­to­ści 99,9% lub nawet 100% alo­esu wypro­du­ko­wa­ne na Fuer­te­ven­tu­rze, Tene­ry­fie lub Lan­za­ro­te. Opa­ko­wa­nie 250ml kosz­tu­je oko­ło €10, żel jest bez­barw­ny, ma kon­sy­sten­cję lek­ko gala­re­to­wa­tą i kle­ją­cą, jed­nak po posma­ro­wa­niu skó­ry szyb­ko się wchłania.

Lanzarote

Lan­za­ro­te

Oczy­wi­ście pozo­sta­łe kosme­ty­ki bazu­ją­ce na alo­esie z jego zawar­to­ścią na pozio­mie od dzie­się­ciu do kil­ku­dzie­się­ciu pro­cent nie są z defi­ni­cji złe i nic nie war­te, ale pamię­taj­my że one tak szyb­ko nie przy­nio­są nam ulgi w przy­pad­ku popa­rzeń sło­necz­nych. O pozo­sta­łych kosme­ty­kach dowie­cie się wię­cej w dal­szej czę­ści przy oka­zji opo­wie­ści dot. zakupów.

Jeśli jed­nak skut­ki popa­rze­nia odczu­li­ście dopie­ro wie­czo­rem, skle­py już poza­my­ka­ne i trze­ba szyb­ko coś zara­dzić, ostat­nią deską ratun­ku może być liść urwa­ny z alo­eso­we­go krza­ka. Liść powi­nien być lek­ko bru­nat­ny i gru­by — to znak że jest w peł­ni doj­rza­ły i zawie­ra lecz­ni­czy miąższ. Sam krzak alo­esu powi­nien mieć pędy na któ­rych były kwia­ty — wte­dy dzia­ła naj­le­piej. Ape­lu­ję, aby rze­czy­wi­ście była to ostat­nia deska ratun­ku w trud­nych przy­pad­kach a nie nor­ma, bo jeśli wszy­scy zaczną rwać po jed­nym liściu, to na Kana­rach nie zosta­nie ani jeden alo­es. Poza tym, wszyst­kie gatun­ki alo­esu z wyjąt­kiem aloe vera, na mocy mię­dzy­na­ro­do­wej kon­wen­cji CITES znaj­du­ją się pod ochro­ną! Jeśli już mamy liść alo­esu, to nale­ży go deli­kat­nie roze­rwać wzdłuż lub obrać nożem, po czym cały gala­re­to­wa­ty miąższ wetrzeć w bolą­ce miejsce.


Zakupy: co warto kupić i przywieźć?

Zacznij­my od kil­ku istot­nych infor­ma­cji natu­ry poli­tycz­nej i eko­no­micz­nej. Wyspy Kana­ryj­skie, mimo iż nale­żą do Hisz­pa­nii a zatem i do Unii Euro­pej­skiej, rzą­dzą się nie­co inny­mi pra­wa­mi. Sko­ro jest to for­mal­nie tery­to­rium Hisz­pa­nii, to na wyjazd nie jest nam potrzeb­ny pasz­port — to stre­fa Schen­gen, a więc dowód w zupeł­no­ści wystar­czy. Jed­nak jeśli ktoś przed samym wylo­tem będzie robił zaku­py na lot­ni­sku, prze­ko­na się że jeste­śmy trak­to­wa­ni jak­by­śmy podró­żo­wa­li poza Euro­pę i Schen­gen: musi­my wybie­rać pro­duk­ty “non-EU” — ale to aku­rat dobrze, bo przez niż­sze podat­ki zapła­ci­my za nie mniej.

Po dotar­ciu na Wyspy Kana­ryj­skie oka­zu­je się, że jest to jeden, wiel­ki sklep wol­no­cło­wy: poda­tek obro­to­wy wyno­si jedy­nie 5% (co wpły­wa na obni­że­nie cen), a na pali­wa, per­fu­my, alko­hol, wyro­by tyto­nio­we oraz mar­ko­we ciu­chy obo­wią­zu­je obni­żo­na w sto­sun­ku do UE akcy­za. Zatem zwłasz­cza panie mają tutaj nie­mal “sho­ping para­di­se” 🙂 . I co cie­ka­we: zwłasz­cza w więk­szo­ści per­fu­me­rii nie nale­ży suge­ro­wać się ceną na pół­ce — zawsze nale­ży zapy­tać o cenę, a wte­dy sprze­daw­ca doko­na szyb­kiej kal­ku­la­cji i poka­że nam to co jest do zapła­ce­nia — róż­ni­ca może wynieść nawet do 40% na naszą korzyść. Jeśli chce­cie zoba­czyć jaki jest poziom cen na Wyspach, pro­po­nu­ję odwie­dzić stro­nę jed­nej z popu­lar­niej­szych sie­ci modo­wo-per­fu­me­ryj­nych Fund Gru­be. Nie­ste­ty na stro­nie znaj­dzie­cie jedy­nie kosme­ty­ki i dodat­ki (nie ma odzie­ży, butów i całej resz­ty). Poza tym war­to pamię­tać, że nie­mal z dnia na dzień we wspo­mnia­nej sie­ci mogą zmie­niać się pro­mo­cje, np. “-70% za dru­gi arty­kuł”, “dwa w cenie jed­ne­go”, itp. na róż­ne produkty.

Gran Canaria

Gran Cana­ria

Z pew­no­ścią war­to (jak wspo­mnia­łem już przy oka­zji lecze­nia opa­rzeń sło­necz­nych) zaopa­trzyć się w żele na bazie alo­esu. I powtó­rzę: naj­lep­sze są te z zawar­to­ścią bli­ską lub rów­ną 100%, a kosz­tu­ją oko­ło €10 za opa­ko­wa­nie 200–250ml. Pozo­sta­łe kosme­ty­ki na bazie alo­esu z dodat­ka­mi np. jedwab­ni­ków, róży, oli­wek czy też innych darów natu­ry, rów­nież są god­ne uwa­gi. Pro­duk­ty z alo­esu znaj­dzie­cie nie­mal w każ­dej per­fu­me­rii, a w wie­lu mia­stecz­kach są skle­py ofe­ru­ją­ce tyl­ko i wyłącz­nie pro­duk­ty z aloesu.

Z pro­duk­tów “do sto­so­wa­nia wewnętrz­ne­go” (czy­taj: do spo­ży­cia 😉 ) typo­wych dla Wysp Kana­ryj­skich pole­cam mojo rojo (czyt.: moho roho) i mojo ver­de (czyt.: moho ver­de) — typo­we kana­ryj­skie zim­ne sosy robio­ne na bazie papry­ki, czosn­ku i oli­wy z oli­wek z dodat­kiem odpo­wied­nio dobra­nych ziół.

Z alko­ho­li war­to kupić lokal­ne likie­ry i rumy. Naj­po­pu­lar­niej­szym jest chy­ba licor de bana­na (lub licor de pla­ta­nos) — likier bana­no­wy. Wyspy Kana­ryj­skie sły­ną rów­nież z rumów, a zwłasz­cza z rumu na mio­dzie (ron­miel). Na wyspach pro­du­ko­wa­no rów­nież likier z żywi­cy drze­wa smo­cze­go (dra­g’s liqu­er) o inten­syw­nym czer­wo­nym kolo­rze i cie­ka­wym sma­ku. Jed­nak w cza­sie kolej­ne­go wyjaz­du na Lan­za­ro­te w maju 2015 nigdzie nie uda­ło mi się go spotkać.

Dla miło­śni­ków win pole­cam wina z wino­ro­śli hodo­wa­nej na zbo­czach wul­ka­nów w regio­nie La Geria na Lan­za­ro­te. I cie­ka­wost­ka: lepiej wybrać się do nor­mal­ne­go skle­pu w mia­stecz­ku, gdzie za butel­kę zapła­ci­cie ok. €7. Jeśli zakup wina zosta­wi­cie na ostat­nią chwi­lę, tj. na stre­fę wol­no­cło­wą na lot­ni­sku, to może oka­zać się że taka sama butel­ka kosz­tu­je już oko­ło dwa razy więcej.

Z cie­ka­wo­stek doty­czą­cych cen: kar­ton papie­ro­sów — ok. €20, litr ben­zy­ny bez­oło­wio­wej — €1,05 do €1,15, a więc rów­nież taniej niż w kraju 🙂 .

Nie­ste­ty na Wyspach zaczy­na poja­wiać się coraz wię­cej taniej i czę­sto tan­det­nej chińsz­czy­zny. Za każ­dym razem zwra­caj­cie uwa­gę, czy pro­dukt nie ma na met­ce “made in China”.


Lanzarote / Puerto del Carmen

Lan­za­ro­te

Co warto spróbować?

Ze wzglę­du na kli­mat oraz poło­że­nie każ­dy z pew­no­ścią domy­śla się, że wyspy ofe­ru­ją tro­pi­kal­ne owo­ce oraz dary oce­anu. I mimo, że melo­na, bana­na czy poma­rań­czę kupi­cie w każ­dym skle­pie w kra­ju, to jed­nak war­to spró­bo­wać tych owo­ców “pro­sto z drze­wa” na miej­scu. Rzecz jasna nie są one pry­ska­ne kon­ser­wan­ta­mi na dłu­gą podróż i nie spę­dza­ją dodat­ko­we­go cza­su w doj­rze­wal­niach w kra­ju, a więc rów­nież sma­ku­ją ina­czej. I pamię­taj­my, że nie­któ­re z owo­ców, ze wzglę­du na ich szyb­kie psu­cie się po zerwa­niu, do Pol­ski po pro­stu się nie impor­tu­je lub też moż­na je kupić w bar­dzo nie­wie­lu skle­pach. Jakie? Np. papaję 🙂

Owo­ce morza i ryby ofe­ru­je nie­mal każ­da restau­ra­cja i są one poda­wa­ne na dzie­siąt­ki spo­so­bów. Na bazie owo­ców morza oraz róż­nych mięs (drób, mię­so kró­li­ka, kozi­na, woło­wi­na — co kucharz ma pod ręką 🙂 ) przy­rzą­dza­na jest praw­dzi­wa hisz­pań­ska pael­la. Z potraw kana­ryj­skich przy­naj­mniej raz trze­ba spró­bo­wać takich potraw jak: ran­cho cana­rio (mię­so duszo­ne z cie­cie­rzy­cą, ziem­nia­ka­mi,  pomi­do­ra­mi i klu­ska­mi), san­co­cho (gulasz z ryb i ziem­nia­ków), cone­jo en sal­mo­re­jo (mary­no­wa­ny kró­lik goto­wa­ny w winie) a jako doda­tek do więk­szo­ści dań (rza­dziej jako danie samo­dziel­ne) z pew­no­ścią papas arru­ga­des czy­li lokal­ne, ende­micz­ne, małe ziem­niacz­ki goto­wa­ne w moc­no oso­lo­nej wodzie (naj­le­piej z soli mor­skiej) poda­wa­ne z sosem mojo rojo lub mojo ver­de. War­to wspo­mnieć, że archi­pe­lag jest “kra­iną ziem­nia­ka”. Ale ziem­niak kana­ryj­ski jest uni­kal­ny i zupeł­nie inny niż nasz pol­ski — war­to spróbować.

No i na na deser z pew­no­ścią z gofio. A to co to takie­go? Gofio to tak napraw­dę mąka z pra­żo­nych zbóż, będą­ca pod­sta­wą do przy­go­to­wa­niu wie­lu dań. W daw­nych cza­sach paste­rze uda­jący się na wypas zwie­rząt hodow­la­nych, zabie­rali ze sobą jako pro­wiant pra­żone ziar­na zbóż. Spo­ży­cie świe­żego, nie­wy­pra­żo­nego ziar­na powo­do­wało fer­men­ta­cję w ukła­dzie pokar­mo­wym i w efek­cie dole­gli­wo­ści żołąd­kowe. Nie­mal w każ­dej tawer­nie czy restau­ra­cji moż­na dzi­siaj dostać gofio, ale o dzi­wo nie­mal nigdzie nie znaj­dziemy go w menu — wystar­czy jed­nak zapy­tać i jest nie­mal pew­ne, że kel­ner po kil­ku minu­tach poda je na nasz stół. Powód jest pro­za­iczny: każ­dy Kana­ryj­czyk wie co to jest, ale tłu­ma­cze­nie tego każ­demu tury­ście było­by jedy­nie dla obsłu­gi stra­tą czasu.

Jeśli chce­cie spró­bo­wać róż­nych sma­ków, nale­ży szu­kać restau­ra­cji ofe­ru­ją­cej tapas czy­li prze­ką­ski. Są to małe, regio­nal­ne dania, na zasa­dzie “coś na ząb”, za któ­re zapła­ci­cie w prze­dzia­le €2 do €5. Z zim­nych tapas pole­cam lokal­ny kozi ser. Zresz­tą o inny ser na wyspach trudno.


Ekran nawigacji be-on-road

Ekran nawi­ga­cji be-on-road

Samodzielna wycieczka

Jak naj­le­piej wyna­jąć samo­chód pisa­łem w poprzed­nim arty­ku­le Wyspy Kana­ryj­skie — kil­ka rad zanim wsią­dziesz do samo­lo­tu. Jesz­cze raz powtó­rzę: znacz­nie lepiej i wygod­niej jest zro­bić to przed wyjaz­dem niż na miej­scu: będzie taniej, będzie pew­niej i nie stra­ci­cie cen­ne­go cza­su na urlo­pie na uga­nia­nie się za orga­ni­zo­wa­niem wynaj­mu. Ja napraw­dę nie mam żad­ne­go inte­re­su w tym, żeby nama­wiać Was na tą czy inną wypo­ży­czal­nię — jak zasu­ge­ro­wał mi jeden z czy­tel­ni­ków w pry­wat­nej kore­spon­den­cji. Dodam tyl­ko, że po powro­cie miał odwa­gę napi­sać jesz­cze raz i przy­znać mi rację, ponie­waż stra­cił pra­wie dwa dni na bie­ga­nie po wypo­ży­czal­niach i musiał wziąć to co było, a nie to co chciał.

Ekran nawigacji be-on-road

Ekran nawi­ga­cji be-on-road

Ale wróć­my do tema­tu “samo­dziel­nej wyciecz­ki”. Chce­cie tak jak ja zwie­dzać wyspy na wła­sną rękę, bo miej­sca któ­re chce­cie odwie­dzić nie znaj­du­ją się na tra­sie żad­nej z wycie­czek. Macie już samo­chód. Nie­mal na pew­no w hote­lu lub wraz z autem dosta­nie­cie map­kę wyspy. No i tutaj mogą (ale nie muszą) zacząć się “scho­dy”. Więk­szość map nie poka­zu­je dokład­nej sie­ci dróg, a jedy­nie sku­pia sie na dro­gach głów­nych. Z ozna­ko­wa­niem też bywa róż­nie. Ja chciał­bym Wam pole­cić bez­płat­ną nawi­ga­cję, nawi­ga­cję któ­rą ścią­gnie­cie na swój tele­fon komór­ko­wy i któ­ra dzia­ła w try­bie off-line, a więc nie musi ścią­gać w ramach roamin­gu danych. Jedy­ne co musi­cie zro­bić, to przed wyjaz­dem ścią­gnąć sobie mapy dla kra­ju doce­lo­we­go. Ja sam wypró­bo­wa­łem ją już w trzech róż­nych kra­jach (licząc Pol­skę nawet w czte­rech) i jestem z niej zado­wo­lo­ny. Mowa o be-on-road. Znaj­dzie­cie w niej dosyć szcze­gó­ło­we mapy, boga­tą listę POI, a nawet ostrze­gać Was będzie o sta­łych foto­ra­da­rach i co nie jest bez zna­cze­nia: dostęp­na jest w peł­ni spo­lsz­czo­na wer­sja. Jedy­ne o czym trze­ba pamię­tać, to kwe­stia komu­ni­ka­tów gło­so­wych, któ­re nie­ste­ty mogą się róż­nić od tego co na mapie, np. miły dam­ski głos infor­mu­je Was “zjedź z ron­da na pierw­szym zjeź­dzie”, a tu oka­zu­je się że tak serio jest to dru­gi zjazd — pani z nawi­ga­cji uzna­ła, że pierw­szy jest na tyle nie­istot­ny, że w zasa­dzie moż­na go pominąć 🙂 .

Aktu­ali­za­cja 2017

Świat się zmie­nia i nie­ste­ty muszę odwo­łać to co napi­sa­łem powy­żej w sek­cji Samo­dziel­na wyciecz­ka. Wspo­mnia­na prze­ze mnie bez­płat­na nawi­ga­cja be-on-road nie jest już tak atrak­cyj­nym narzę­dziem. Nie twier­dzę że jest zła, ale wie­le funk­cji w obec­nie ofe­ro­wa­nej wer­sji wyma­ga nie­ste­ty dostę­pu do inter­ne­tu, nie jest to już zatem w peł­ni nawi­ga­cja pra­cu­ją­ca w try­bie off-line. Ale mam nadzie­ję, że wszy­scy wie­dzą że od tego roku znik­nę­ły opła­ty roamin­go­we. Co z tego wyni­ka? Jeśli podo­ba się Wam be-on-road, to nic nie stoi żeby w Unii Euro­pej­skiej (a przy­po­mi­nam: Wyspy Kana­ryj­skie mimo że geo­gra­ficz­nie nale­żą do Afry­ki, to jest to tery­to­rium Hisz­pa­nii, a zatem Unii Euro­pej­skiej) korzy­stać z Google Maps. Wie­lu pol­skich ope­ra­to­rów ofe­ru­je dosyć spo­re limi­ty na trans­fer danych w UE poza kra­jem, a nawet jeśli nie, to opła­ty począw­szy od czerw­ca 2017 są już nie­po­rów­ny­wal­nie niż­sze. Zatem Wasz wybór: pole­ca­na jesz­cze nie tak daw­no prze­ze mnie be-on-road czy Google Maps.


Lanzarote

Lan­za­ro­te

Zasady ruchu drogowego

Widząc o co pyta­cie i jakich infor­ma­cji szu­ka­cie, posta­no­wi­łem dodać kil­ka zdań dot. ruchu dro­go­we­go na Wyspach Kana­ryj­skich. Obo­wią­zu­ją takie same zasa­dy jak w Hisz­pa­nii, czyli:

  1. Ruch jest jak naj­bar­dziej pra­wo­stron­ny, a samo­cho­dy w wypo­ży­czal­niach mają kie­row­ni­cę “po wła­ści­wej stronie”
  2. Limi­ty pręd­ko­ści są podob­ne do naszych: teren zabu­do­wa­ny: 50km/h, nie­za­bu­do­wa­ny: 90km/h, a jeśli pobo­cze utwar­dzo­ne ma co naj­mniej 1,5m lub są przy­naj­mniej dwa pasy w każ­dym kie­run­ku, to limit pod­wyż­szo­ny jest do 100km/h, na auto­stra­dach wol­niej niż w Pol­sce: 120km/h
  3. Pamię­taj­cie: pie­szy ma zawsze bez­względ­ne pierw­szeń­stwo na pasach! Jeśli pie­szy zbli­ża się do przej­ścia — nale­ży się zatrzy­mać i umoż­li­wić mu przej­ście na dru­gą stro­nę drogi/ulicy.
  4. Uży­wa­nie pasów bez­pie­czeń­stwa i fote­li­ków dla dzie­ci jest obo­wiąz­ko­we — nie doty­czy jedy­nie osób nie­peł­no­spraw­nych oraz w cza­sie cofa­nia i parkowania.
  5. Pro­wa­dze­nie roz­mów przez tele­fon komór­ko­wy w cza­sie jaz­dy jest zabronione
  6. Nie ma obo­wiąz­ku jaz­dy z włą­czo­ny­mi świa­tła­mi w dzień — jedy­nie w nocy i w warun­kach ogra­ni­czo­nej widoczności
  7. Limit alko­ho­lu we krwi wyno­si 0,3‰ w przy­pad­ku kie­row­ców posia­da­ją­cych pra­wo jaz­dy do dwóch lat, kie­ru­ją­cych pojaz­da­mi powy­żej 3,5t oraz prze­wo­żą­cy­mi powy­żej 9 osób. Dla pozo­sta­łych limit wyno­si 0,5‰. Jeśli zasią­dzie­cie za kie­row­ni­cą mając 0,51‰ lub wię­cej, to może­cie być uka­ra­ni grzyw­ną od €300 do €72000 i dodat­ko­wo zatrzy­ma­niem pra­wa jaz­dy do 4 lat. Po zatrzy­ma­niu przez poli­cję i podej­rze­niu o stan nie­trzeź­wy zwy­cza­jo­wo doko­nu­je się dwóch pomia­rów w odstę­pie 10 minut.
  8. Radzę zwra­cać uwa­gę na zna­ki pozio­me malo­wa­ne na jezd­ni i doty­czą­ce pierw­szeń­stwa — tu może zda­rzyć się Wam nie­spo­dzian­ka: np. jeśli chce­cie skrę­cić w pra­wo w dro­gę pro­sto­pa­dłą i jed­no­cze­śnie w tą samą dro­gę chce skrę­cić pojazd jadą­cy z prze­ciw­ka. Bar­dzo czę­sto zgod­nie z ozna­ko­wa­niem pozio­mym to pojazd jadą­cy z prze­ciw­ka ma pierw­szeń­stwo — na Waszej dro­dze skrę­tu może być nama­lo­wa­ny znak “ustąp pierw­szeń­stwa przejazdu”
  9. Pobo­cza oraz miej­sca par­kin­go­we w mia­stecz­kach mogą być ozna­ko­wa­ne trze­ma kolo­ra­mi: bia­łym, nie­bie­skim i żół­tym. Bia­ły ozna­cza, że moż­na bez prze­szkód par­ko­wać. Nie­bie­ska linia na pobo­czu lub tak ozna­ko­wa­ne miej­sca par­kin­go­we ozna­cza­ją płat­ną stre­fę par­ko­wa­nia. Kolor żół­ty ozna­cza zakaz parkowania
  10. Na gór­skich dro­gach i na cia­snych zakrę­tach zwy­cza­jo­wo pierw­szeń­stwo ma więk­szy. 🙂 Doty­czy to zwłasz­cza auto­ka­rów i samo­cho­dów cię­ża­ro­wych. Kie­row­cy auto­ka­rów i cię­ża­ró­wek na krę­tych dro­gach nie widząc co jest za zakrę­tem czę­sto uży­wa­ją sygna­łów dźwię­ko­wych, któ­re ozna­cza­ją “Uwa­ga! Zwol­nij lub zatrzy­maj się — zaraz mnie zobaczysz!” 🙂

 

Otagowano , , , , , .Dodaj do zakładek Link.